To był długi i
ciężki dzień… Jechaliśmy na koniach w eskorcie porywaczy.
Po kilku godzinach wjechaliśmy w
Kanion i przez dobre kilka godzin myśleliśmy, że to już z nami koniec. Wtedy
naszym oczom ukazał się lew, który stanął nam na drodze. Niestety kanion był za
wąski aby ominąć bezpiecznie potężne zwierzę.
Ogromny lew wstał i zaczął zmierzać
w naszym kierunku. Byliśmy przerażeni. Nie było czasu na myślenie, więc
porywacze wpadli na pomysł aby rzucić związanego niewolnika na pożarcie lwa.
Wtedy stanowczo zaprotestowałem by tego nie robili. Poprosiłem im aby podali mi
sztucer żeby postrzelić lwa i uratować Kalego.
Wziąłem broń do ręki i wymierzyłem w
olbrzyma. Poczułem jak ciarki przechodzą mi po ciele i robi mi się gorąco. To
było straszne uczucie. Wycelowałem prosto w głowę lwa. Lew padł na ziemie. A ja
udawałem, że idę oddać porywaczom sztucer. Jednakże idąc go przeładowałem i gdy
byłem około 100 m od nich szybko wycelowałem w dwóch porywaczy. Kolejna dwójka
rzuciła się na mnie z nożami. 40 m od nich ponownie wycelowałem broń i oddałem
strzały.
Zabiłem ludzi i źle się z tym czułem, ale zrobiłem to aby ratować małą Nel i Kalego.
Następnie oskórowaliśmy lwa i upiekliśmy go nad ogniem. Kali otrzymał ode mnie porcję dla dwóch osób i w podzięce chciał zostać moim niewolnikiem do końca życia.
Byliśmy zmęczeni całym dniem, więc
postanowiliśmy przespać się w namiotach by nabrać sił na kolejny dzień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz